„Pitbull. Ostatni pies” (2018), reż. Władysław Pasikowski


Na przestrzeni ostatnich kilku lat wybryki polskiego kina gangsterskiego zepchnęły je na margines mojej „listy zainteresowań”. Pasikowski swoją najnowszą produkcją dał mi jednak znowu trochę wiary w ten segment naszej twórczości narodowej.

„Pitbull. Ostatni pies” to powrót do korzeni filmowej formuły historii o policjantach i zbrodniarzach. Jest zbrodnia, są stojący za zbrodnią, są Ci którzy chcą zbrodniarzy dopaść i jeden glina, który odważy się wmieszać w zbrodniarzy. Oczywiście upraszczam, bo obraz Pasikowskiego w swojej intrydze kryje kilka wątków (zabójstwo policjanta, konflikt Pruszków-Wołomin, gigantyczne oszustwa finansowe), nad którymi rzeczywiście wypada pomyśleć, żeby je sobie w pełni ułożyć. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że znajomość poprzednich tworów z uniwersum Pitbulla nie jest konieczna a jedynie pomocna, więc nawet jeśli nie wiecie, kim jest „Gebels”, to spokojnie możecie do Ostatniego psa zasiąść.

Największym atutem produkcji – jak można się było słusznie spodziewać – jest Marcin Dorociński. W głównej roli policjanta o ksywie „Despero” sprawuje się znakomicie, pomimo iż sam scenariusz za dużego pola do popisu mu nie prezentuje – jego postać to męski mężczyzna o męskich cechach, z męskim wyglądem i męskimi zasadami, którym oglądający mężczyźni chcieliby być. W sumie jak tak się zastanowić to takich dobrych, twardych skurczybyków bez kryzysów emocjonalnych coraz mniej w naszej kinematografii. Ciekawe czemu… ale do rzeczy. Jak idziesz tam dla Dorocińskiego albo masz zamiar dzięki niemu przetrwać seans, to się nie zawiedziesz.

Oczywiście na Dorocińskim się nie kończy. Mamy interesującego Stroińskiego, błyskotliwego Mohra, nowoczesno-gangsterskich Pazurę i Woronowicza… no i też Dodę. Panie i Panowie, Dorota Rabczewska sprawiła się przyzwoicie. Tak długo jak nie próbuje być groźna. Wtedy jest śmieszna. Ale tych co krzywo patrzyli na listę płac i plakaty uprzedzam: Doda niczego nie psuje. Rzekłbym nawet, że filmu w ogóle nic specjalnie nie psuje, nie ma elementów ciągnących go w dół. Jest na każdej przestrzeni naprawdę przyzwoicie.

Na sam koniec jeszcze jeden argument ku poparciu mojej sympatii do najnowszego Pitbulla, który wielu może uznać za absolutnie nieadekwatny i nieodpowiedni. Oglądając Ostatniego psa, chce się uczestniczyć w jego świecie. Chce się stanąć po którejś stronie. Chce się łapać złodziei albo mnożyć przekręty na wielkie pieniądze. Ostatnie skeczowate produkcje Vegi uczyniły ze środowiska półświatka przestrzeń głównie chamów, debili i prostytutek. Pasikowski przywrócił gangsterom i glinom cząstkę klasy.

No i jak widać, dało się. Można było stworzyć polskie kino sensacyjne z bluzgami, spluwami, tajemnicami, alkoholami, narkotykami, juchą, twardymi facetami i pięknymi autami – i to takie porządne. Dzięki, Panie Pasikowski.

OCENA: 7/10

/R

Dodaj komentarz